Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/405

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

myśl zawołać na Leonię, ale nie śmiałem, z obawy, ażeby nie wywołać jakiego cienia. Nie miałem światła i szedłem omackiem.
Reszta ognia dogorywała w kuchni, a jakkolwiek słabe ztąd powstawało światełko, łatwo było zobaczyć, że wszystko jest w porządku i że tam nic nie zaszło. Z kuchni przeszedłem do mieszkań służebnych, wciąż wołając Orsoli: nikt nie odpowiedział. Zdawało mi się jednak, że krzyki pochodziły ztamtąd.
Przyszedł mi na myśl alkierzyk za służebnią, który mi jeszcze pozostawał do zwiedzenia. Próbowałem otworzyć drzwi, ale natrafiłem na jakąś przeszkodę. Wołałem znowu Orsoli: żadnej odpowiedzi. Jedna przecież rzecz zastanowiła mnie. Przy świetle księżyca spostrzegłem, że szyby od alkierza którego okno wychodziło na ogród, były potrzaskane.
Schyliłem się: uczułem ciało rozciągnięte na ziemi; po ciepłej wilgoci rozlanej na podłodze kamiennej zdawało mi się, że ciało to leży we krwi. Pomacałem ręką, nie było to ciało dziecka...
Co to takiego?... Cofnąłem się do drzwi, przeszedłem przez służebnię, wróciłem do kuchni, zapaliłem świecę i z góry przerażony tem, co zobaczyć miałem, udałem się do trupa.
Co się stało w tem miejscu?...
Był to trup Orsoli, a krew była jej krwią... płynęła z okropnego otworu w gardle i spowodowała śmierć... Długi nóż kuchenny leżał przy umarłej.
Moją pierwszą myślą było, że dostałem pomieszania zmysłów, że byłem pastwą jakiejś strasznej halucynacji!... Ale nie, wszystko było rzeczywistością: leżał tam trup i krew Orsoli!
Przypominałem sobie wtedy krzyki dziewczynki, szczekanie psa i okropne światło stanęło mi w umyśle. Poszedłem do strzaskanego okna... nie miałem już wątpliwości.
Oto co się stało, a przynajmniej wydało mi się jasneni jak dzień.
Za powrotem z parku, Orsola chwyciła nóż, zaprowadziła dziewczynkę do alkierza. Tam chciała ją zabić; dziewczynka przerażona zaczęła krzyczeć, wołać pomocy, słyszałem te krzyki, którym odpowiadały szczekania Brezyla.
Pies, mówiłem ci już, był nadzwyczajnie do dziecka