Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tyczny grobowiec de la Valliere, który w taką zadumę wprawiał Kolombana i Karmelitę.
Nieustanny obraz śmierci, jaki miał przed oczami, obraz pocieszający dla duszy pobożnej, gniewał go i nasuwał mu gorzkie sarkazmy.
— Dlaczego, mówił do Kolombana, nie zakupisz sobie od razu jakiego miejsca na cmentarzu? Obiwszy ściany czarnem suknem ze srebrnemi brzegami, miałbyś przez całe życie szlachetnie wesołe mieszkanie i mógłbyś zajmować je po śmierci.
Kilka razy przekładał Kolombanowi, aby zmienił to, co nazywał ich więzieniem, na jakieś mieszkanie w Paryżu, a choćby na przedmieściu Paryża, takiem jak ulica Tournon lub Bac.
Nigdy Kolomban nie chciał zgodzić się na to.
Wtedy, jakby ustępując jakiemuś duchowi zgody, Kamil przestał mówić o wyprowadzinach; ale wciąż zmierzał do tego celu niestannemi konceptami, przeciwko ich zakonnej klauzurze. Chociaż niecierpliwej natury, znalazłszy opór silniejszy od swej woli, miał tę giętkość w imaginacji, (jeżeli tak wolno powiedzieć), która nadawała mu łatwość żmii w przesuwaniu się przez najciaśniejsze szczeliny.
Nie ustawał więc próbując wśliznąć się pod przeszkodę, której nie mógł wywrócić, starając się wyzyskać, ilekroć nadarzyła się sposobność, przyjaźń Kolombana i słabość jego dla zepsutego dziecka.
Wszystkie jego widoki zmierzały do tego, by jaknajprędzej wynieść się z cyrkułu św. Jakóba.
Nieszczęściem dla niego, oprócz wysokiej ceny mieszkań w innej okolicy, która nadwerężyłaby równowagę budżetu Kolombana, oprócz tego, że to ciche ustronie bardzo się nadawało dla pracowitego bretona, lecz za nic nie rozstałby się on z mieszkaniem, w którem po raz pierwszy miłość ukazała mu się w swych najświeższych barwach.
Obawiając się lekkości Kamila, nie śmiał jeszcze powierzyć mu tajemnicy, której serce jego było pełne; ztąd też zaciętość Kolombana w pozostaniu nietylko w tym lokalu, ale i w tej okolicy, była dla amerykanina tajemnicą.
Kamil nieraz już spotkał Karmelitę; nieraz już płomienny kreol podziwiał piękność sąsiadki i zapytywał Kolombana o tę śliczną zakwefioną. Ale Kolomban poprzestał na takiej odpowiedzi: