Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rozpacz jego zmieniła się całkiem naturalnie, na głęboką przyjaźń przy powrocie do zdrowia chłopca.
Niebawem powziął on dla małego Kamila żywe przywiązanie, jakiego silni doznają względem słabych, zwycięzcy względem zwyciężonych; przywiązanie, którego źródłem jest najczulsza ze wszystkich cnót — litość. Powoli przywiązanie to przypadkowe stało się prawdziwem uczuciem, przyjaźnią protekcyjną, jak starszego brata.
Ze swej strony Kamil Rozan zdawał się szczerze lubić Kolombana, tylko, że uczucie jego połączone było z bojaźnią.
Z wiekiem zdawało się, że Kamil pozbył się swej dumy i zachował dla Kolombana tylko przyjaźń szczerą. Objawiał on ją w tysiącznych formach.
Przyjaźń ta, która z każdym dniem stawała się czulszą, nagle zerwała się przez wyjazd Kamila, którego rodzice odwołali do Luizjany w chwili, gdy miał skończyć klasę filozofii.
Rozstali się w czułym uścisku, przyrzekając pisać do siebie przynajmniej raz na dwa tygodnie. Przez pierwsze trzy miesiące Kamil dotrzymał słowa, potem listy jego przybywały co miesiąc, potem co kwartał.
Wierny zaś Breton, religijnie dotrzymywał przyrzeczenia i wysyłał listy co dni piętnaście.
Nazajutrz po tej nocy wiosennej, którą opisaliśmy w rozdziale poprzednim, o dziesiątej zrana, stara odźwierna przyniosła Kolombanowi list, w którym zaraz poznał ukochaną pieczęć.
List był od Kamila. Kamil wraca do Francji. List wyprzedza go tylko o kilka dni. Kamil prosi Kolombana, ażeby rozpoczęli takież same życie wspólne, jakie prowadzili w kolegium.
„Ty masz trzy pokoje i kuchnię, pisze, odstąp mi połowę kuchni, odstąp mi połowę trzech pokoi“.
— A! rozumie się! głośno odpowiedział Breton, żywo poruszony niespodziewanym powrotem młodzieńca.
Potem pomyślał nagle, że jeżeli jego ukochany Kamil przybędzie, to potrzeba łóżka, szafy, stołu, a nadewszystko sofy, na której gnuśny kreol mógłby się rozciągnąć i palić te śliczne cygara, które zapewne przywiezie z sobą z zatoki Meksykańskiej.
Tak myśląc, wybiegł z mieszkania z dwustu czy trzy-