Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ogrodnik otworzył furtkę i wprowadził tego nowego Adama wraz z nową Ewą, do swojego raju.
Był to, jak powiedzieliśmy, ogromny rozsadnik, w którym hodowano same tylko róże.
Idąc pod rękę i wysłuchując nomenklatury róż, stanęli przed kaplicą siostry Ludwiki.
Karmelita zatrzymała się wahająco, weszła dopiero na zachęcenie Kolombana. Ale prawie natychmiast wyszła z pewnym rodzajem przerażenia, na widok opartych lub zawieszonych na ścianach, nie godeł religijnych, które spodziewała się tam zobaczyć, ale łopat, rydli, grac, polewników i wszelkich narzędzi ogrodniczych, używanych przez właściciela.
Wtedy dziewica z ciekawością obchodziła kapliczkę dokoła.
Krzewy różane wysokie na sześć do ośmiu stóp, otaczały ją dokoła.
— Jaki to gatunek tych wspaniałych róż? zapytała Karmelita.
— To są róże Aleksandryjskie, o białym kwiecie, odpowiedział ogrodnik, pochodzą z południowej Europy, lub z wybrzeży Berberyjskich; z ich to kwiecia wyrabia się wyskok różany.
— Czy sprzedasz mi pan jeden z tych krzewów? zapytała dziewica.
— Który?
— Ten
I Karmelita wskazała rosnący najbliżej grobowca.
Ogrodnik wszedł do kaplicy i wziął łopatę.
O dwadzieścia kroków ztamtąd słowik śpiewał swą najmiłośniejszą piosnkę. Powiew nocny, tak łagodny, że zdał się pocałunkiem natury, przechodził po włosach obojga młodych.
Była to istotnie scena pełna kolorytu i poezji: dorodna dziewica w żałobnym stroju, młodzian o płowych włosach czarno ubrany, ogrodnik kopiący ziemię w tej godzinie nocnej i ten świeży wiatr przy świetle księżyca, przy śpiewie słowika.
Każde też z nich zdawało się mówić:
— O! jakaż to miła rzecz, to życie! Dzięki ci Panie, żeś nam je dał jednocześnie.
Pierwsze uderzenie rydla ogrodnika boleśnie odbiło się