Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1972

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy próbowałaś naprawić twój błąd?
— Tak.
— W jaki sposób?
— Przez żal.
— To wiele, ale niedosyć, potrzeba zadość uczynienia więcej budującego.
— Powiedz mi jakiego?
— Gdy człowiek co ukradnie, podjął po chwili rozmyślania ksiądz, czy sądzisz, że żal jego równoważy zwrot skradzionego przedmiotu?
— Nie, powiedziała marszałkowa, nie rozumiejąc do czego ksiądz zmierza.
— A więc jest na twe błędy, kochana siostro, środek zadość uczynienia, analogiczny zwrotowi ukradzionej rzeczy.
— Co chcesz, księże, przez to powiedzieć?
— O kradłaś honor twojego małżonka; w braku restytucji niemożebnej, wyznanie otwarte, prawe, szczere twojej winy, równoważy w takim razie zwrot.
— Jakto, co! zawołała marszałkowa.
Ale zatrzymała się nagle, jakby się obawiała usłyszeć swój głos. Podniosła się w połowie i zwracając głowę w stronę księdza, patrzyła się z taką siłą, iż ten, którego system nerwowy nie był przecież bardzo wrażliwy, zadrżał mimowoli.
— Drżysz, mości księże? wyrzekła, spoglądając wciąż na niego z tą samą pewnością.
— Zapewne! moja siostro! odpowiedział bardzo zmieszany ksiądz Bouquemont.
— Ty sam drżysz, mości księże, na myśl tak strasznego zadość uczynienia, ciągnęła dalej wzruszona.
— Dlatego, że w istocie, moja siostro, rozważając następstwa, jakie może przynieść podobne wyznanie, czuję się żywo wzruszony współczuciem dla ciebie.
— To więc ze względu na mnie jedynie niepokoisz się, mości księże?
— Najpewniej, moja siostro.
— To dobrze, rzekła księżna po chwilce namysłu, nie mówmy już o tem i wróćmy do aktu zadość uczynienia, jaki mi księże przedstawiłeś.
Biedna kobieta nigdy jeszcze tyle nie mówiła, zatrzymała się chwilę jakby wyczerpana, a krople potu zlały jej czoło.