Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1760

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zrozumieć, że są wyborcy, którzy rozporządzają dwudziestu, trzydziestu, a nawet czterdziestu głosami.
— A czy jesteś pewnym, Bordier, że nie ma pomiędzy niemi bezużytecznych? Zważ tylko, że prawie każden obiecuje mi swój głos, trzymając nóż na gardle, inaczej mówiąc, żądając zawsze czegoś dla siebie lub kogo ze swoich.
— Przecie nie od dziś, o ile wiem, uczy się pan hrabia oceniać bezinteresowność rodzaju ludzkiego? wyrzekł Bordier.
— Powiedz mi, Bordier, czy znasz tych wyborców? zapytał hrabia.
— Po większej części, panie hrabio, a na wszelki wypadek mam notatkę o każdym.
— Idźmy więc dalej. Zadzwoń na Baptystę.
Bordier zadzwonił, służący się ukazał.
— Jakie nazwisko następuje? zapytał sekretarz.
— Pan Morin.
— Poczekaj.
I odczytał półgłosem szczegóły pozbierane o panu Morin.
„Morin, kupiec hurtowny sukna. Posiada fabrykę w Louviers. Człowiek niezmiernie wpływowy, rozrządzający osobiście ośmnastu do dwudziestu głosami, charakteru słabego, przechodzący od czerwonych do trójkolorowych, a od trójkolorowych do białych; zdolny dla własnego interesu promienie wszystkiemi kolorami tęczy. Ma syna, wielkiego ladaco, nieuka, bez zdolności, z góry zjadającego swoją ojcowiznę. Pisał kilka dni temu do pana hrabiego, prosząc aby umieścił gdzie tego syna“.
— Czy wszystko, Bordier?
— Tak, panie hrabio.
— Który z dwóch Morinów jest tam, Baptysto?
— Młodzieniec dwudziestokilkoletni.
— Więc to syn.
— Przyszedł po odpowiedź na list ojca, wyrzekł chytrze Bordier.
— Wprowadź go, powiedział hrabia.
Baptysta otworzył drzwi i oznajmił pana Morin.
Młody człowiek lat dwudziestu kilku wszedł poufale do gabinetu.
— Panie, wyrzekł, nie czekając aż odezwą się do niego, jestem synem pana Morin, negocjanta, posła i wyborcy