Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1759

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

moralność tych środków, których ze swej strony Dziennik zacięcie bronił.
Nieraz pan Rappt winszował sobie giętkości swego talentu i rozumu, który mu dostarczał tak doskonałych argumentów do przekonań wprost sobie przeciwnych.
Takim był pułkownik Rappt zawsze, lecz mianowicie w przeddzień wyborów.
Zaraz za przybyciem zdał sprawę królowi o rezultacie swego poselstwa, a król zachwycony pośpiechem i zręcznością jego, zrobił mu nadzieję portfelu ministra.
Hrabia Rappt wrócił na bulwar Inwalidów zachwycony wizytą w Tuilleries. Zaczął natychmiast układać okólnik wyborczy.
Trudnoby stworzyć coś tak ciemnego, dwuznacznego, jak ten okólnik. Króla on zachwycił, zgromadzenie zadowolnił, a wyborców opozycyjnych w przyjemne wprawił zdziwienie.
Czytelnicy wreszcie nasi sami ocenią to arcydzieło, jeśli zechcą uczestniczyć w rozmaitych scenach, odegranych przez tego wielkiego komedjanta.
Wejdźmy do gabinetu pana Rappta. Na środku stoi stół okryty zielonym kobiercem i mnóstwo papierów, a przed nim siedzi pułkownik. Z prawej strony, pod oknem stoi drugi stół, przy którym siedzi sekretarz przyszłego deputata, pan Bordier.
Słówko o panu Bordier.
Jest to trzydziestokilkoletni mężczyzna, chudy, blady, z okiem zapadniętem. Co się tyczy strony moralnej, to hipokryzja, chytrość i złośliwość Tartufa.
Pan Rappt długo szukał, żeby znaleść tego człowieka.
Od samego rana pan Rappt przyjmuje wyborców.
Pan Rappt ma czoło zroszone potem; wydaje się zmęczony, jak aktor po odegraniu sztuki.
— Czy dużo jeszcze osób czeka w przedpokoju, Bordier? spytał się swego sekretarza.
— Nie wiem, panie hrabio, pójdę zobaczyć, odrzekł tenże. Za chwilę powiedział: Dwadzieścia osób najmniej.
— Nigdy nie zdobędę się na cierpliwość, żeby wysłuchać tych wszystkich głupstw! wyrzekł pułkownik, ocierając czoło, można oszaleć! Mam ochotę nikogo więcej nie przyjąć, słowo honoru!
— Odwagi! panie hrabio! wyrzekł sekretarz, chciej pan