Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1731

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Rzeczywiście, odpowiedział Salvator. A dlaczegom to panu zostawił?
— By złożyć panu prokuratorowi królewskiemu.
— Czy uczyniłeś to? surowym głosem zapytał młodzieniec.
Przysięgam ci, panie Salvatorze, spiesznie odrzekł pan Jackal, żem właśnie jechał do jego królewskiej mości, do Saint-Cloud, by pomówić z panem ministrem sprawiedliwości o dowodach, które mi pan dostarczyłeś.
— Skróćmy to, rzekł Salvator, czas nagli. Więc pan nie nie uczyniłeś?
— Nic, odpowiedział pan Jackal, ponieważ zostałem zatrzymany na drodze do Saint-Cloud.
— Więc czego pan nie uczyniłeś sam, uczynimy we dwóch.
— Nie rozumiem pana.
— Pójdziesz pan ze mną do prokuratora królewskiego, gdzie opowiesz rzeczy tak, jak je rozumiesz teraz.
Jakkolwiek korzystnem było dla pana Jackala przyjęcie tego projektu, wcale go on nie pochwycił w lot, tak jakby mógł był mniemać Salvator.
— Zgoda, odpowiedział od niechcenia, jak człowiek nie mający żadnej wiary w to, co poczyna.
— Pan zdajesz się nie być mojego zdania, rzekł Salvator, czy masz co przeciw mojemu projektowi?
— Nie podzielam go najzupełniej, odrzekł pan Jackal.
— Dlaczego?
— Choćbyśmy dali panu prokuratorowi królewskiemu najbardziej niezbite dowody niewinności Sarrantego, nic to nie pomoże, bo skazany jest przez sąd przysięgłych, sąd nieomylny; jakkolwiek więc dowody byłyby jasne, nie będzie on uwolniony zaraz. Trzeba prowadzić nowe śledztwo i nowy wytaczać proces, a przez ten czas pan Sarranti siedzieć będzie w więzieniu. Proces, jest to rzecz nie mająca określonych granie; proces trwa rok, dwa, dziesięć; proces może trwać ciągle, jeżeli ktoś ma w tem interes, ażeby się nie skończył nigdy. Przypuść więc pan jednę rzecz: że te ciągłe odwłoki znużą pana Sarrantego; straci na duchu, wpadnie w odrętwienie, aż nareszcie przychodzi mu pewnego dnia myśl, ażeby raz skończyć z życiem.
Słowa te, po których pan Jackal zatrzymał się, by {{pp|o|cenić}