Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1520

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

młodzieży. Ty mnsisz tu przyjmować artystów i literatów. Przepadam za uczonymi i za artystami, za pierwszymi dla tego, że ich nie rozumiem, za drugimi dlatego, że ich rozumiem. Widzisz, Petrusie, żeglarz, który nie jest całkowicie głupi, umie po trochu wszystkiego. Nauczył się astronomji przez Niedźwiedzicę Wielką i gwiazdę biegunową: muzyki przy poświście wiatrów i skrzypie lin; malarstwa przy zachodzie słońca. Będziemy więc mówili o astronomji, muzyce i malarstwie, a przekonasz się, że nie głupszy jestem od tych, co sobie z tego zrobili rzemiosło! O! bądź spokojny, wyjąwszy kilka zwrotów marynarskich, nie powstydzisz się ze mnie. A wreszcie, gdybym sobie zanadto pozwolił, to umówimy się o flagę, jaką ty wtedy wywiesisz, a ja zaraz język spuszczę na dno.
— Co też mówisz, ojcze!
— Prawdę. No, po raz ostatni: zgadzasz się!
— Przyjmuję z najwyższą radością.
— Brawo! Jestem więc najszczęśliwszym z ludzi. Ale pamiętaj? jak będziesz potrzebował być sam, jak przyjdą piękne modelki, albo wielkie damy, to ja schodzę z pokładu.
— Tak wypada.
— Zgoda!
Kapitan wydobył zegarek.
— Ho, ho! wpół do siódmej, rzekł.
— Tak, odpowiedzieł Petrus.
— Powiedz mi, gdzie zwykle jadasz obiad, mój chłopcze.
— Rozmaicie...
— Masz słuszność: nie trzeba umierać nigdzie. Czy zawsze dobrze dają jeść w Palais-Royal?
— Jak zwyczajnie... w restauracji.
— Vefour, Very, bracia Provencaux, czy to jeszcze istnieje?
— W pełnym rozkwicie.
— To idźmy tam na obiad.
— Więc ojciec dziś mnie zaprasza?
— Ja ciebie dziś, ty mnie jutro, tym sposobem się skwitujemy, mój panie uraźliwy.
— Niech zmienię surdut i rękawiczki.
— Zmieniaj, chłopcze, zmieniaj.
Petrus poszedł do swego pokoju.
— Ale, ale!... rzekł kapitan.
Petrus odwrócił się.