Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1510

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

twój ojciec, mój stary przyjaciel Herbel wiedział, iż ty nazywasz mnie panem!
— Proszę mu tego nie mówić, a ja przyrzekam, że odtąd zawsze będę krótko mówił: ojcze chrzestny!
— A! to co innego, tak to rozumiem. Co do mnie, co chcesz! to stary obyczaj żeglarski, ja muszę ci mówić „ty“: tak mówiłem twojemu ojcu, który był starszym odemnie i do tego moim zwierzchnikiem. Miarkuj coby to było, gdyby taki dzieciak jak ty, bo ty dzieciakiem jesteś, zmuszał mnie do mówienia mu „pan“.
— Ależ ja, ojcze chrzestny, bynajmniej do tego nie zmuszam, odrzekł, śmiejąc się Petrus.
— Dobrze robisz. Wreszcie, mówiąc ci „panie“, nie wiem jakbym ci powiedział to co mi jeszcze do powiedzenia zostaje.
— Więc pozostaje coś jeszcze do powiedzenia, ojcze chrzestny?
— Niewątpliwie, mój panie chrześniaku.
— Więc słucham.
Piotr Berthaut popatrzył przez chwilę w twarz Petrusa. Potem, jakby z wysiłkiem:
— I cóż mój biedny chłopcze, jesteśmy więc w tarapatach?
Petrus zadrżał, rumieniąc się.
— Jakto w tarapatach? Co rozumiesz przez to, ojcze, rzekł, nieprzygotowany na zapytanie.
— Zapewne, że w tarapatach, powtórzył kapitan; inaczej mówiąc, wszak anglicy zarzucili hak zaczepny na nasze sprzęty?
— Niestety! kochany ojcze, rzekł Petrus, odzyskując zimną krew i próbując się uśmiechnąć, anglicy lądowi są daleko straszniejsi od anglików morskich!
— Jam zawsze słyszał przeciwnie, odezwał się z udaną dobrodusznością kapitan; widać, że mnie zwiedziono.
— Jednakże, żywo powiedział Petrus, trzeba ci wiedzieć, ojcze, wszystko: ja bynajmniej nie jestem zmuszony do sprzedaży moich sprzętów.
Piotr Berthaut potrząsnął głową przecząco.
— Nie! rzekł Petrus.
— Nie, powtórzył kapitan.
— Zapewniam cię jednak, ojcze...
— Jakto, synu? Kiedy ktoś zgromadził taki zbiór jak ty;