Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— O! to się ubiorę czemprędzej. Pomóż mi, Celestyno, pomóż mi!
I Mina z pomocą Celestyny, ubrała się bardzo prędko.
— Otóż jestem ubrana, rzekła Mina. Gdzie Justyn?
— Pójdź, odpowiedziała Celestyna.
Ażeby wyjść, trzeba było przejść przez pokój pani Corby.
Ślepa posłyszała krok Miny. Wreszcie zaledwie drzwi się otworzyły, już Mina była w jej objęciach. Pani Corby całując dotknęła jej głowy, zdawała się szukać czegoś na niej. Tego czegoś nie było.
— Jeszcze się nie widziała z Justynem? zapytała matka.
— Nie, Justyn czeka na nią.
— To idź-że! odpowiedziała pani Corby, są chwile, w których oczekiwanie wydaje się tak długiem!
Celestyna otworzyła drzwi; Mina chciała schodzić na dół.
— Nie, rzekła Celestyna, tędy.
Otworzyła drzwi naprzeciwko. Były to drzwi od tego pięknego pokoju małżeńskiego, który opisaliśmy. Justyn stał na środku, trzymając w ręku to, czego brakowało do stroju Miny, czego pani Corby szukała na czole sieroty: wieniec z kwiatów pomarańczowych.
Mina zrozumiała wszystko. Wydała okrzyk radości, zbladła, wyciągnęła ręce, jakby szukając podpory. Justyn postąpił i przyjął ją w swe objęcia. Potem dotykająe ustami ust Miny, złożył na głowie wieniec pomarańczowy. W tym to niemym pocałunku zawarła się prośba Justyna o rękę Miny i jej przyzwalająca odpowiedź.
W pięć minut Mina była u nóg pani Corby, która na ten raz, dotykając głowy dziewczęcia i znajdując na niej to, czego daremnie szukała przed dziesięciu minutami, podniosła drżącą rękę i rzekła:
— W imię całego szczęścia, jakiem ci winna, bądź błogosławioną, córko moja!
W tej chwili trzy osoby zjawiły się we drzwiach. Nasamprzód pani Desmarets i panna Zuzanna de Valgeneuse; potem za niemi pokazała się głowa sędziwego nauczyciela, który wspinał się na palce, ażeby zobaczyć, jak rzeczy stoją.
Naraz dobry pan Miller uczuł się ujętym w pół i prawie zduszonym. Było to przywitanie Justyna.
— I cóż, zapytał poczciwy pedagog.
— Ona mnie kocha, zawołał Justyn.
— Jak siostra? zapytał Miller śmiejąc się.