Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1457

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nek, jako znak najwyższego szacunku i najgłębszego poważania.
— Dziękuję ci, przyjacielu, rzekła Regina. Podaj mi czoło.
Młoda kobieta oddała mu pocałunek.
W tej chwili uderzyła trzecia i ukazała się Nana.
— Za pół godziny dzień będzie, rzekła.
— Widzisz przecie, moja Nano, że się żegnamy, odezwała się Regina.
Rozłączyli się. Ale w chwili, gdy ich ręce miały się rozdzielić, Regina zatrzymała Petrusa.
— Przyjacielu, rzekła, spodziewam się, że jutro odbierzesz list odemnie.
— Ja także spodziewam się, odrzekł młodzieniec.
— List dobry.
— Wszystkie twoje listy są dobre, Regino, tylko ostatni zawsze jest najlepszy.
— Ten lepszym będzie niż najlepszy.
— O! mój Boże! jak jestem uradowany, że aż mi strach.
— Nie bój się i bądź szczęśliwy.
— Co mi w tym liście powiesz, najdroższa?
— O! miej cierpliwość poczekać, powinniśmy zachowywać sobie szczęście na dnie, w których się nie widzimy.
— Dziękuję ci Regino, jesteś aniołem.
— Do widzenia, przyjacielu!
— Na zawsze! nieprawdaż?
— Ależ, powiadam państwu, już dzień, odezwała się Nana.
Petrus potrząsnął głowią i oddalił się z okiem ciągle zwróconem na Reginę.
Co Nana mówiła o dniu?
W tej chwili, przeciwnie, w oczach dwojga kochanków niebo okrywało się się krepą, słowik ustawał śpiewać, gwiazdy zachodziły na niebie i całe to czarodziejstwo stworzone dla nich, zdawało się gasnąć z ostatnim ich pocałunkiem.

IX.
Ulica Jerozolimska.

Żegnając się z trzema przyjaciółmi, Salvator powiedział:
— „Spróbuję ocalić pana Sarranti, który ma być stracony za tydzień“. Prawie równocześnie z przyjaciółmi, Sal-