Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1453

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

podobna do dwóch, jakieśmy opowiedzieli, była całkiem odmienna w formie.
U Róży, miłość była w pączku. U Reginy, otwierała koronę. U Lidji była w pełnym rozkwicie. Która jest najrozkoszniejsza chwila miłości? Całe życie poszukiwałem tej zagadki i znaleźć jej nie mogłem. I dlatego też nie umiałbym powiedzieć kto był najszczęśliwszy: Jan Robert, Ludowik, czy Petrus, ani która najrozkoszniej wdychała uszczęśliwienie miłości: Lidja, Róża, czy Regina.
Petrus przybył około wpół do pierwszej pod kratę pałacu, wcisnął się w kąt utworzony przez mur stykający się z kratą. Stał tam już z dziesięć minut, kiedy usłyszał z drugiej strony muru lekkie i ciche kaszlnięcie, oznajmiające bytność po za murem drugiej osoby.
Petrus odpowiedział podobnież. I jak gdyby magiczną mocą Sezama, furtka otworzyła się tajemniczo, ręką zgoła niewidzialną. Przez ten czas Petrus sunął się wzdłuż muru, od kraty do furtki.
— To ty, moja dobra Nano? zapytał zcicha, spostrzegłszy między topolami starą kobietę, którą każdy inny wziąłby za widmo.
— To ja, odpowiedziała Nana tym samym tonem.
— A księżniczka? zapytał Petrus.
— Jest tu.
— Czeka na nas?
— Tak.
— A nie ma światła ani w oknie, ani w szklarni.
— Ona jest w altanie ogrodowej.
Nie, już nie było jej tam; była na końcu alei gdzie ukazała się niby białe zjawisko.
Petrus puścił się ku niej.
Dwa wyrazy pomieszały się.
— Droga Regino!
— Drogi Petrusie!
— Czekałaś na mnie?
— Odgadłam cię.
— Regino!
— Petrusie!
Rzekłbyś, że powtarzało się echo pierwszego pocałunku. Potem Regina żywo pociągnęła Petrusa.
— Do altany, rzekła.
— Gdzie zechcesz, najdroższa.