Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1443

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

To uważam nie było może powiedziane bardzo gramatycznie, ale przypomnijmy sobie, że edukacja Babolina była nieco zaniedbaną.
— Podrwiwaj, nieszczęśliwy! zawołała Brocanta, wyrywając mu karty z rąk.
— Ależ, na miłość Boską, co chcesz, matuniu? rzekł Babolin, ziewając długo i energicznie.
— Nie słyszałeś Babylasa?
— A! twojego ukochanego?... Jeszczeby też tego brakowało, żeby się przysłuchiwać temu panu!
— Więc go nie słuchałeś, powtarzam?
— Słuchałem, słuchałem, i cóż ztąd?
— Co on robił?
— Jęczał.
— I z jego jęku nie wyprowadziłeś żadnego wniosku?
— Owszem.
— Cóż wnioskowałeś? Gadaj.
— A jak powiem, to pozwolisz mi spać?
— Pozwolę, leniwcze.
— Wywnioskowałem, że musi mieć niestrawność. Żarł dzisiaj za czterech, ma więc prawo jęczeć przynajmniej za dwóch.
— E! zawołała Brocanta rozgniewana, idź spać niegodny uliczniku! Ty umrzesz głupim, ja ci to przepowiadam.
— Uspokój się, uspokój, matuniu, wiesz dobrze, iż twoje przepowiednie nie są wcale Ewangelią, a ponieważ obudziłaś mnie, wytłómacz zatem chrząkanie Babylasa.
— Nieszczęście wisi nad nami, Babolinie.
— Ej!
— Wielkie nieszczęście: Babylas nie wyje bez przyczyny.
— Rozumiem dobrze, Brocanto, że Babylas, któremu na niczem nie zbywa, który opływa jak pączek w maśle, nie będzie jęczał dla króla pruskiego, ale dlaczego jęczy? No, powiedz, czego ty jęczysz, Babylas?
— Zaraz zobaczymy, rzekła Brocanta, mięszając karty. Chodź tu, Fares.
Fares nie odpowiedziała na wezwanie. Brocanta zawołała na nią powtórnie, ale wrona nie ruszyła się.
— Ba! o tej godzinie, to nic dziwnego, rzekł Babolin, spi biedaczka, a ma do tego wielką rację, i nie ja będę ją ganił za to.
— Różo! odezwała się Brocanta.