Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1434

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— My tylko dwaj powiedzieliśmy prawdę, mój kochany Petrusie, odezwał się posłaniec.
Jan Robert i Ludowik zaczęli się śmiać. Wszyscy czterej szli wesoło. Przy bramie zatrzymali się.
— Teraz, rzekł Salvator, czy chcecie, ażebym wam wszystkim trzem powiedział dokąd idziecie?
— Powiedz, odrzekli trzej młodzieńcy.
— Ty, Janie Robercie, idziesz na ulicę Lafitte.
Jan Robert cofnął się krokiem wstecz.
— Powiedz drugiemu, rzekł, śmiejąc się.
— Ludowiku, czy chcesz, żebym ci powiedział dokąd idziesz? zapytał Salvator.
— Owszem.
— Na ulicę Ulm.
— A ty, Petrusie?
— O! ja...
— Ty idziesz na bulwar Inwalidów. Petrusie, górą serce!
— Nie zbraknie mi go, rzekł Petrus, ściskając rękę przyjaciela.
— A ty, zapytał Jan Robert, dokąd idziesz? Pojmujesz, przyjacielu że nie możesz zabrać naszych trzech tajemnic, ażebyśmy i my nie mieli zabrać twojej choć cząstki.
— Ja? zapytał Salvator z miną poważną.
— Tak, ty.
— Ja idę starać się o uratowanie pana Sarranti, który ma być stracony za tydzień.
I każdy pociągnął w swoją stronę.
Trzej młodzieńcy odeszli zamyśleni.
Ileż wyższym był od nich ten tajemniczy robotnik, który w ciemnościach dokonywał tak wielkiego dzieła, i kiedy tamci kochali tylko kobietę, on kochał ludzkość całą.
Prawda, że i on kochał Fragolę i był kochany wzajemnie.

V.
Ulica Lafitte.

Idźmy za każdym z naszych bohaterów; będzie to może sposób do posnnięcia naszej historji trochę naprzód.
W porządku hierarchicznym zaczniemy od Jana Roberta.