Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dnym roku; inaczej mówiąc, przeskoczyć na rok następny przez klasę trzecią, wprost z czwartej do drugiej.
Ponieważ Justyn zajęty był przez cały dzień, a młodzieńcy podobnież, przeto ani myśleć nie było można o lekcjach.
Najlepiej wypadało młodzieńcom brać lekcje wieczorem, trzy razy na tydzień po dwie godziny.
W tych warunkach rzecz dziwnie przydała się Justynowi.
Trzy razy na tydzień grał do tańca pod rogatką, a nie mogąc już grywać na wiolonczeli u siebie, z powodu zakazu małej despotki, przywiązał się do tego zatrudnienia, które pozwalało mu chociaż wziąć w rękę kontrabas.
Kontrabas nie jest wiolonczelą; muzyka szynkowniana nie jest muzyką Bethovena; ale wiadomo, że my nie po to jesteśmy na świecie, ażeby widzieć wonny rozkwit kwiatu wszystkich naszych życzeń.
Justyn oddał notarjuszowi trzy wolne godziny.
Notarjusz nie przywiązywał wagi do dni parzystych lub nieparzystych; notarjusz z ulicy Harpe nie ma lozy ani w wielkiej Operze, ani we Włoskiej. Więc trzy wieczory Justyna zgadzały się z wieczorami pana Jardy.
Czcigodny prawnik ofiarował pięćdziesiąt franków na miesiąc, a w końcu roku osobno po pięćdziesiąt franków zobowiązał się dopłacić, jeżeli synowie jego przejdą do klasy drugiej.
Justyn zgodził się; zobowiązał się niejako, za sto franków na miesiąc, dokazać cudu.
Umówiono się, że od jutra młodzi panowie Jardy zaczną przychodzić na lekcje.
Czystość pokoiku Justyna nadewszystko zachwycała notarjusza. Po dwakroć powtórzył:
— Jaki śliczny pokoik masz, panie Justynie Corby!... Chciałbym urządzić podobny dla mojej żony.
A któż to urządził ten pokoik tak miłe, że zachwycał nawet notarjusza? Mina, anioł wesołości.
To też po odejściu notarjusza, Justyn nie zważając, że dziewczynka już była prawie piętnastoletnia, objął ją w ramiona, i ucałował całą siłą ust, mówiąc:
— Ty jesteś moim aniołem opiekuńczym, dobra dziecino! odkąd weszłaś, szczęście usłało sobie gniazdo w tym domu.