Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sobie wszystkie przyjemności, to jest prawie wszystkie na domowem pożyciu.
— O! i pan wierzysz podobnym potwarzom?
— Ja nie wierzę niczemu, wyjąwszy kursom renty, i to jeszcze muszą być wydrukowane w Monitorze. Ale wierzę naprzykład niedorzecznościom i płochości pana de Valgeneuse. Jest on jak ślimak pod tym względem, brudzi reputację tych, których się dotknie.
— A! pan nie lubisz pana de Valgeneuse, rzekła pani de Marande.
— Nie, przyznaję to... Czy kochałabyś go pani przypadkiem?
— Ja! pytasz mię pan, czy kocham pana de Valgeneuse?
— No, tak, pytam, jakbym się pytał o coś innego, tylko źle się może wyraziłem; wiem dobrze, że nie kochasz pani nikogo w ścisłem znaczeniu tego wyrazu. Powinienem był raczej powiedzieć, czy pan Loredan podoba się pani?
— Jest mi zupełnie obojętnym.
— Naprawdę?
— O! zapewniam pana! nie chciałabym tylko, by go zarówno jak i kogo innego spotkało nieszczęście, na któreby nie zasłużył.
— Któżby mógł pragnąć podobnych rzeczy? To też zapewniam panią, że z mojej strony przynajmniej, nie spotka pana de Valgeneuse żadne nieszczęście, na które by nie zasłużył.
— Na jakież więc nieszczęście zasługiwać może pan de Valgeneuse, i jakim sposobem mogłyby one spaść na niego przez pana.
— O! to rzecz bardzo prosta. I tak naprzykład: dzisiejszego wieczora pan de Valgeneuse nie odstępował pani ani na chwilę.
— Mnie?
— Tak pani... Nie było w tem nic dziwnego; byłaś u siebie, i można było poczytywać tę usilność, z jaką pan de Valgeneuse starał się być ciągle przy tobie, za oznakę uprzejmości, trochę może przesadzonej, ale dającej się wybaczyć względem gospodyni domu. Jednakże pojmujesz to zapewne, że bywając na innych wieczorach prócz na twoich, spotykać będziesz w towarzystwach pana de Valgeneuse, a więc jeżeli przez ośm tylko wieczorów będzie czynił gdzieindziej to samo, co dziś tutaj, jesteś kobietą