Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1040

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jakże jesteś piękną, Karmelito! mówiła pani de Marande.
— Uległam waszym naleganiom, moje ukochane, rzekła młoda kobieta, lecz prawdziwie, może powinnyście mnie powstrzymać, dopóki czas jeszcze.
— Dlaczego?
— Wiecież, iż nie otworzyłam fortepianu od czasu, jakeśmy razem śpiewali, on i ja, pożegnanie życia! Jeśliby mi głos nie dopisał! może wszystko zapomniałam?
— Nie zapomina człowiek tego, czego się nie uczył, Karmelito, rzekła Regina. Śpiewałaś, jak ptaki, czyż ptaki oduczają się śpiewać?
— Śpiewaj pani! śpiewaj! mówili wszyscy, wyjąwszy Zuzanny i Loredana, brata i siostry, którzy się przyglądali, on ze zdumieniem, ona z zazdrością, tej posępnej; lecz świetnej piękności.
Karmelita dziękując skinieniem głowy, postąpiła do fortepianu, zbliżając się zarazem do hrabiego Herbel, który jej się skłonił.
— Panie hrabio, mówiła pani de Marande, mam honor przedstawić panu najdroższą przyjaciółkę, gdyż z trzech które posiadam, ta jest najnieszczęśliwszą.
Generał ukłonił się powtórnie i z uprzejmością godną, czasów rycerskich:
— Pani, powiedział, żałuję, że pani de Marande nie wyznaczyła mi trudniejszego zadania nad głoszenie twoich pochwał. Wierzaj, iż z całej duszy temu się oddam i jeszcze będę się uważał jej dłużnikiem.
— O! śpiewaj! śpiewaj pani! szepnęło kilka głosów z wyrazem prośby.
— Widzisz, kochana siostro, rzekła pani de Marande, wszyscy czekają z niecierpliwością. Czy zechcesz rozpocząć?
— W tej chwili, skoro sobie tego życzą, odparła Karmelita z prostotą.
— Co będziesz śpiewała? zapytała Regina.
— Wybierajcie same.
— Mam tutaj całego Otella.
— Więc niech będzie Otello.
— Czy akompaniujesz sama? pytała Lidja.
— Jeśli nie mogę inaczej, odparła Karmelita.
— Ja ci towarzyszyć będę na fortepianie, rzekła żywo Regina.