Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1032

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ciwszy się do pani de Marande: Mówiłaś pani, że mass do mnie prośbę, oczekuję zatem.
— Generale, powiedziała pani de Marande, zwróciwszy słodkie wejrzenie na starca, byłeś tyle nieroztropnym i powiedziałeś to kilka razy, że twoja ręka, serce, głowa, słowem wszystko to czem rozporządzać możesz, jest na moje usługi. Powiedziałeś mi to, nieprawdaż?
— Tak pani, jest to prawda, odrzekł hrabia z tą grzecznością, którą w 1827 roku napotykano już tylko u starców. Powiedziałem, że nie mając szczęścia żyć dla pani, pragnąłbym umrzeć dla niej.
— I jesteś pan zawsze jeszcze w tem chwalebnem usposobieniu, generale?
— Więcej, niż kiedykolwiek!
— A zatem, zdarza się sposobność dowieść mi tego.
— O pani! taką sposobność gotów jestem pochwycić, choćby za jeden włosek.
— Posłuchaj mnie więc, generale.
— Moje uszy są na rozkazy pani.
— Właśnie idzie tu o odstąpienie mi chwilowo tej części twej osoby.
— Co pani chcesz przez to powiedzieć?
— Potrzebuję twoich uszu na cały wieczór, generale.
— Czemuż nie powiedziałaś pani tego zaraz! Proszę tylko o nożyczki, a gotów jestem zrobić z nich ofiarę, bez obawy, bez żalu, bez wymówki nawet... z tym jedynie warunkiem, że po uszach, nie będziesz pani także żądać mych oczu.
— O! generale, uspokój się! rzekła pani de Marande, nie idzie tu o odłączenie ich od pana, gdzie są przewybornie umieszczone, ale po prostu o zwrócenie ich z pewną uwagą w stronę, którą panu wskażę, choćby na godzinę, czyli mówiąc innemi słowy, generale, będę miała zaszczyt przedstawić ci jednę z moich najlepszych przyjaciółek z pensji, młodą dziewicę, którą wraz z Reginą nazywamy siostrą. Co znaczy, że zasługuje ona na twoje względy, jak godną jest całej naszej przyjaźni, a do tego jest sierotą.
— Sierotą! powtórzył Jan Robert, czyż nie powiedziałaś pani tylko co, że ty i hrabina Rappt jesteście jej siostrami?
Pani de Marande podziękowała uśmiechem Janowi Robertowi i ciągnęła dalej: