Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1030

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jakto? zapytała wdzięcząc się pani de Marande, nie chcesz pocałować mnie w rękę, generale?
— Czyż ręka ta jest moją własnością na minutę?
— Zupełną własnością, generale.
Generał zwrócił się do Petrusa.
— Przybliż się tu, chłopcze, powiedział do niego, i pocałuj tę rękę.
Petrus wykonał rozkaz.
— Dobrze! a teraz strzeż się, bo po takim podarunku, miałbym prawo cię wydziedziczyć. A zwróciwszy się do pani de Marande: Wydawaj pani rozkazy, powiedział, twój sługa oczekuje ich na klęczkach.
— Nie, jestem kobietą i upartą. Chcę wiedzieć najpierw, co jest powodem twej troski, kochany generale?
— Masz pani tego urwisza, który gotów ci to opowiedzieć... A! pani, w jego wieku byłbym się dał zabić, aby taką rękę pocałować! Czemuż raj wrócić się nie może, a ja nie jestem Adamem?
— Ależ generale! mówiła pani de Marande, nie można być naraz Adamem i wężem. A zatem, panie Petrusie, zechciej nam powiedzieć co przytrafiło się twemu stryjowi?
— Mój stryj, który ma zwyczaj przygotowywać się przez rozmyślanie do ważniejszych wypadków życia, przepędza zwykle samotnie godzinę przed obiadem i sądzę...
— Sądzisz pan?
— A więc sądzę, że jego upragniona samotność dziś zakłóconą została.
— Nie to jeszcze, rzekł generał. Widzę, że siedm razy dopiero obróciłeś językiem, sprobój dojść do czternastu.
— Mój stryj, ciągnął dalej Petrus bez względu na zaprzeczenie starego generała, mój stryj przyjmował dziś między piątą i szóstą godziną, odwiedziny pani margrabiny Volanty Pentaltais de la Tournelle.
Regina, która oczekiwała tylko na sposobność zbliżenіа się do Petrusa, nie chcąc stracić ani jednej sylaby z jego wyrazów, usłyszawszy wymienione nazwisko swej ciotki, sądziła, że to była najlepsza sposobność wtrącenia się do rozmowy. Podniosła się więc z kanapki i zbliżyła z cicha do mówiących.
Petrus nie widział jej i nie słyszał, ale czuł jej zbliżenie i zadrżał. Oczy jego się przysłoniły, głos zamarł.