Strona:PL Dumas - Kobieta o aksamitnym naszyjniku.pdf/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzecz pana Heriot zrzekł się stopnia generała gwardji narodowej paryskiej, — nabijał tę ogromną fajkę, którą już znamy, i w kilka chwil otaczał się obłokiem tak gęstym jak ten, którym piękna Venus otaczała syna swego Eneasza, ilekroć ta czuła matka uważała za konieczne ukryć swego gagatka przed gniewem wrogów.
Upłynęło z dziesięć dni od przygody Hoffmana w teatrze, a więc od zniknięcia pięknej tancerki; była godzina pierwsza popołudniu; Hoffman prawie od pół godziny siedział w swej garkuchni, ze wszystkich sił płuc zajmując się tworzeniem około siebie tego dymnego kręgu, który go oddzielał od sąsiadów, kiedy poza obłokiem zdawało mu się, że spostrzega postać ludzką; następnie, ponad gwarem jedzących, pijących i rozmawiających, usłyszał podwójny szelest podśpiewywania i bębnienia, właściwy czarnemu człowieczkowi; dalej, pośród tej mgły, zdawało mu się, że jakiś punkt świetlany rozrzuca iskierki. Otworzył oczy, napół zamknięte błogą sennością, z trudnością rozciągnął powieki, i naprzeciwko siebie, siedzącego na taburecie, poznał sąsiada z Opery, a to tem wyraźniej, że fantastyczny doktór miał, a przynajmniej zdawał się mieć, brylantowe sprzączki u trzewików, brylantowe pierścionki na palcach i trupią główkę na tabakierce.
— Dobrze — powiedział sobie Hoffman — otóż znowu chwyta mnie obłęd.
I spiesznie zamknął oczy.
Ale im szczelniej je zamykał, tem lepiej słyszał i podśpiew i bębnienie palcami, a wszystko to z taką dokładnością, iż zrozumiał, że wszystko to ma pewną podstawę rzeczywistą, a różnica zachodzi tylko co do mniej, lub więcej.
Otworzył więc jedno okno, potem drugie; czarny człowieczek wciąż siedział na miejscu.
— Dzień dobry, młodzieńcze — rzekł do Hoffmana — zdaje mi się, że śpisz; zażyj tabaki to cię rozbudzi.
I otworzywszy tabakierkę, podał do zażycia młodzieńcowi.
Ten machinalnie wyciągnął rękę, wziął szczyptę i zażył.
W tej samej chwili uczuł, że oświecają mu się ściany umysłu.
— A! — zawołał Hoffman — to wy, kochany doktorze? jakże miło mi widzieć się z wami!
— Jeżeli miło, czemużeś mnie nie szukał?