Strona:PL Dumas - Kobieta o aksamitnym naszyjniku.pdf/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powiek, a podszedłszy trzy kroki do Hoffmana, podała mu rękę.
Potem tonem skromnej poufałości, i jakby znała młodzieńca dziesięć lat:
— Dzień dobry, bracie — rzekła.
Od ukazania się córki mistrz Bogumił pozostał milczący i nieruchomy; dusza jego, jak zwykle, opuściła ciało, oblatując koło Antonji, śpiewała w jej uszy wszystkie melodje miłości i szczęścia, jakie śpiewa dusza ojca na widok osieroconej córki.
Położył na stole swojego Amati, i spoglądał na dziecko.
Hoffman nie wiedział, czy czuwa, czy śpi, czy był na ziemi, czy w niebie; czy to kobieta przyszła do niego, czy zjawił mu się anioł.
To też prawie cofnął się krokiem wstecz, gdy spostrzegł, że Antonja zbliża się do niego i podając mu rękę nazywa go bratem.
— Pani moją siostrą? — zapytał głosem stłumionym.
— Tak — odrzekła Antonja — nie krew ustanawia rodzinę, ale dusza. Wszystkie kwiaty braćmi są po zapachu, wszyscy artyści braćmi są po sztuce. Nie widziałam pana nigdy, to prawda, ale zczasem i smyczek opowiedział mi twe życie. Jesteś poetą trochę zagorzałym, biedny przyjacielu! Niestety! to ta iskra gorejąca, jaką Bóg rzuca w naszą głowę, lub piersi, pali nasz mózg, lub trawi serce.
Potem, zwracając się do mistrza Bogumiła:
— Dzień dobry, ojcze — rzekła — czemuż to jeszcze nie ucałowałeś swej Antonji? A! rozumiem, Il matrimonio segreto, Stabat mater, Cimaroza, Pergolese, Porpora! Co tam Antonja znaczy przy tych genjuszach? Biedne, kochające cię dziecko, o którem ty zapominasz dla nich!
— Jabym o tobie zapomniał? — zawołał Bogumił — stary Murr zapomniałby o Antonji! Ojciec zapomniałby o córce? Dlaczego? Dla kilku nut, dla krzyżyków i bemoli. Oto mi się podobasz. Zobaczysz zaraz!
I okręciwszy się na kulawej nodze ze zwinnością zadziwiającą, drugą nogą i obu rękami starzec rozrzucił głosy orkiestrowe z Matrimonio segreto, gotowe już zupełnie do rozdania między członków orkiestry.
— Ojcze mój! ojcze! — wołała Antonja.
— Ognia! ognia! — wołał mistrz Bogumił — ognia,