Strona:PL Dumas - Kobieta o aksamitnym naszyjniku.pdf/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Patrz, patrz — rzekł wskazując palcem Wernerowi kogoś wychodzącego.
Jakoż, młoda nieznajoma ukazała się na wysokości portalu, schodząc zwolna po schodach, z książką modlitewną wspartą na piersiach, z głową spuszczoną, skromna i zamyślona jak Małgorzata Goethego.
— Czy widzisz ją? czy widzisz? — rzekł Hoffman.
— Widzę.
— I cóż mówisz?
— Mówię, że niema na świecie kobiety, dla którejby warto poświęcić podróż do Paryża, choćby to nawet była piękna Antonina, córka starego Murra, nowego dyrektora orkiestry teatru Manheimskiego.
— Znasz ją więc?
— Znam.
— I ojca jej?
— Był dyrektorem orkiestry w teatrze Frankfurckim.
— Czy możesz mi dać do niego list?
— I owszem.
— To siadaj tu, Zacharjaszu, i pisz.
Zacharjasz usiadł i napisał.
W chwili wyjazdu do Francji, polecał swego młodego przyjaciela, Teodora Hoffmana, staremu przyjacielowi swemu, Bogumiłowi Murr.
Hoffman zaledwie dał czas Zacharjaszowi do dokończenia listu; po podpisaniu, wziął mu go z ręki, a uścisnąwszy przyjaciela, wybiegł z pokoju.
— Jak sobie chcesz! — krzyknął za nim po raz ostatni Zacharjasz Werner — przekonasz się, że niema kobiety, niewiedzieć jak pięknej, dla której możnaby zaniedbać podróż do Paryża.
Hoffman usłyszał słowa przyjaciela, ale nie uważał za właściwe nawet obejrzeć się, by mu odpowiedzieć, choćby znakiem zgody, lub niezgody.
Zacharjasz Werner zaś włożył do kieszeni swe pięćset talarów i, aby się już nie dać skusić szatanowi gry, biegł tak prędko do biura pocztowego, jak Hoffman do domu starego dyrektora orkiestry.
Hoffman pukał do drzwi mieszkania Bogumiła Murra w tejże samej chwili, kiedy Zacharjasz Werner wsiadał do dyliżansu strasburskiego.