Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

we wszystkie spiski Genowefę, nie dlatego, iżbym obawiał się niewyrozumiałości z jej strony, o!... broń Boże!... ale, że my gramy zbyt ryzykownie a więc się wstydzę i zarazem lituję nad głową kobiety, którą na stawkę kładziemy.
— Głowa kobiety... odrzekł Dixiner, waży tyle, co głowa mężczyzny, tam, gdzie podstęp, niewinność i piękność równy, a niekiedy lepszy nawet wywrzeć mogą skutek, aniżeli siła, potęga i odwaga.
— Czyń zatem mój przyjacielu, jak ci się podoba... rzekł Morand, powiedziałem ci, com powiedzieć był powinien. Genowefa pod każdym względem godna jest posłannictwa, do jakiego ją powołałeś; czyli raczej, do którego sama się powołała. Święci tylko byli męczennikami.
Rzekłszy to, podał Dixmerowi swą bielutką i zniewieściałą rękę, a ten uścisnął ją w swej silnej dłoni.
Dixmer, zaleciwszy Morandowi i swym towarzyszom większą jeszcze niż dotąd baczność, poszedł do Genowefy.
Siedziała przy stoliku, ze zwieszoną głową i okiem w haft wlepionem.
Na odgłos otwierających się drzwi — obróciła się i spostrzegła Dixmera.
— A!... to ty, mój przyjacielu?... zawołała.
— Ja., odpowiedział Dixmer ze słodkim uśmiechem. Odebrałem od naszego przyjaciela Maurycego list, którego zgoła nie rozumiem. Masz, przeczytaj i powiedz, co o nim myślisz?...
Genowefa wzięła papier, drgnęła pomimo całej siły, jaką miała nad sobą i czytała.
Dixmer śledził ją wzrokiem, oczy jej każdy wiersz przebiegały.
— I cóż?... zapytał gdy skończyła.
— Sądzę, że pan Maurycy Lindey jest bardzo zacnym człowiekiem... odpowiedziała z największą spokojnością — i że z jego strony nie potrzebujemy się niczego zgoła obawiać.
— Mniemasz więc, iż nie wie, kogo odwiedzałaś w Auteuil.
— Jestem tego pewna.
— Genowefo, zastanów się dobrze nad tem co mi od-