Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XII.
MIŁOŚĆ

Maurycy po upływie niejakiego czasu, był rzeczywiście bardzo szczęśliwy i bardzo nieszczęśliwy. Taki to zwykle początek silnych namiętności.
Nie taił przed sobą, że widując codziennie Genowefę, wychylał pełnym kielichem miłość bez nadziei.
Genowefa należała do rzędu kobiet bojaźliwych, do kobiet, które szczerze podają rękę przyjacielowi, i jak pełne zaufania lub nieświadomości dziewice, zbliżają czoło swe ku jego ustom, lecz dla których słówko miłosne zdaje się być przekleństwem, a żądza materjalna świętokradztwem.
Jednego wieczoru siedzieli oboje jak zwykle przy oknie, przez które owej pamiętnej nocy Maurycy wpadł był z takim hałasem i tak niespodzianie. Woń kwitnących lilij spływały po miłym wiaterku towarzyszącym zachodowi słońca. Maurycy po długiem milczeniu w czasie którego śledził bystre i bogobojne spojrzenia Genowefy, wpatrującej się w gwiazdkę, błyszczącą na czystem tle nieba, ośmielił się zapytać jej, skąd pochodzi, że tak młoda, ma męża, będącego już w drugiej połowie średnich lat mężczyzny; że tak jest pełna wyższości, gdy w małżonku jej wszystko zapowiada ród gminny i niskie wykształcenie; że tyle jest nakoniec poetyczna, kiedy przeciwnie, Dixmer oddany jest cały jedynie ważeniu, rozwieszaniu i farbowaniu skór w swojej pracowni?
— Dlaczego wreszcie u garbarza widzę tę arfę, ten fortepian, te farby, któremi zajmujesz się pani, jak to z własnych jej ust słyszałem?... spytał Maurycy. Pocóż