Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ X.
SIMON PARTACZ

Nadszedł maj. Piersi znużone ciągłem wciąganiem w siebie lodowatej mgły zimowej, z rozkoszą napawały się pogodą dnia wiosennego, a delikatne promienie ożywczego słońca padały na czarne mury Tempie.
Żołnierze, trzymający straż, przechadzali się po wewnętrznym dziedzińcu, dzielącym wieżę od ogrodu i śmiali się lub palili fajki.
Około godziny piątej zeszedł jakiś człowiek i zbliżył się do sierżanta, dowodzącego posterunkiem.
— A! to ty, ojcze Tison, zawołał wesoło gwardzista.
— Tak, to ja obywatelu; urzędnik Maurycy Lindey, twój przyjaciel, będący tam na górze, przysyła ci przeze mnie pozwolenie, udzielone przez radę mojej córce, aby dzisiejszego wieczora odwiedziła swoję matkę.
— Skoro jest rozkaz na to... — odpowiedział sierżant, w którym czytelnik poznał zapewne przyjaciela naszego Lorina, — nie mam więc nic do nadmienia, i gdy córka twoja przybędzie, przepuszczę ją w tej chwili.
— Dziękuję, dzielny Termopilu, dziękuję! — rzekł Tison. — Ah! jakże biedna moja żona szczęśliwa będzie.
— Wiesz co, sierżancie, — odezwał się inny gwardzista, usłyszawszy, co mówił Tison na odchodnem — mnie podobne sceny do głębi duszy przejmują?
— Jakie sceny, obywatelu Devaux? — zapytał Lorin.
— No... — zaczął znowu litościwy gwardzista, — toć ten człowiek z twarzą surową, z sercem bronzowem, ten nieugięty prześladowca królowej, odchodził wszakże ze łzą w oku, nawpół radosną, nawpól bolesną, na myśl, że