Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/340

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Idziemy do ciebie!... zawołał Lorin.
— Idziemy do ciebie!... powtórzył Maurycy.
— Słuchaj!... ona cię woła.
W rzeczy samej Genowefa, wydając ostatni okrzyk, zawołała:
— Pójdź do minie!
Tłumy się poruszyły, piękna jej głowa spadła.
Maurycy poskoczył.
— Bardzo słusznie... powiedział Lorin i bardzo logicznie. Słyszysz mnie, Maurycy?
— Słyszę!
— Ona kochała ciebie i zabili ją najpierw, ty nie jesteś skazany i umierasz drugi; ja, nic niezawiniłem, ale żem najwystępniejszy między wami, idę na śmierć ostatni.

Tak pięknie i ślicznie,
Wszystko składa się logicznie.

— Na honor, daruj obywatelu Samsonie, przyrzekłem ci czterowiersz, ale poprzestań już i na dwóch wierszach.
— Kochałem!... szepnął Maurycy przywiązany do nieszczęsnej deski i uśmiechając się do głowy swojej przyjaciółki — koch...
Żelazo przecięło drugą połowę słowa.
— Ja teraz!... zawołał Lorin, wskazując rusztowanie, a prędzej! bo doprawdy tracę głowę. Obywatelu Samsonie, zbankrutowałem o dwa wiersze, ale za to daję ci kalambur.
Samson przywiązał go zkolei.
— No... powiedział Lorin, wszak teraz moda wołać: niech żyje! gdy kto umiera. Dawniej wołano: niech żyje król, ale już niema króla, ja wołam więc: niech żyje Simon! bo nas wszystko troje połączył!
I głowa szlachetnego młodzieńca spadła obok głów Maurycego i Genowefy.

KONIEC