Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/313

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A wiesz, gdzie on się teraz znajduje?
— Wiem.
— Wskaż nam jego kryjówkę.
— Ząpewme jest on we Francji; ale nie będę tyle podła, iżbym wyjawiła jego schronienie, do was należy je wynaleźć.
Maurycy spojrzał na Dixmera. Dixmer ani się poruszył Jakaś myśl przebiegała po głowie młodzieńca; chciał on Dixmera zadenuncjować, ale się wsztrzymał.
— Nie... rzekł, on tak umrzeć nie powinien!
— Odmawisz więc udzielenia nam wskazówek?... zapytał prezes.
— Sądzę, mój panie, że ulegając żądaniu waszemu, byłabym godną pogardy również w oczach innych jak i w swoich własnych... odparła Genowefa.
— Czy są świadkowie?... zapytał prezes.
— Jest jeden... odpowiedział woźny.
— Przywołaj go.
— Maksymiljan Jan Lorin... zawołał woźny.
— Lorin... szepnęła Genowefa, z bolesnym niepokojem spoglądając wokoło siebie.
— Dlaczego świadek nie odpowiada na wezwanie?... spytał prezes.
— Obywatelu prezesie... rzeł Fouquier-Tinville. wskutek świeżej denucjacji świadek niedawno przytrzymany został w swojem mieszkaniu; zaraz go tu przyprowadzą.
Maurycy zadrżał.
— Był drugi, ważniejszy świadek... mówił znowu Fouquier-Tinville, ale go jeszcze nie ujęto.
Dixmer z uśmiechem zwrócił się ku Maurycemu, może ta myśl, jaka pierwej przebiegła w umyśle kochanka, teraz powstała w umyśle męża.
Genowefa zbladła i jękła.
W tej chwili dwaj żandarmi wprowadzili Lorina.
Za nim tętni samemi drzwiami wszedł Simon i jako zwykły gość tego miejsca zasiadł pomiędzy zgromadzonymi.
— Jak się nazywasz?... spytał prezes.
— Maksymiljan Jan Lorin.
— Twój stan?
— Jestem człowiek wolny.