Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ LI.
LORIN

Jeżeli czytelnik po raz drugi towarzyszyć nam pragnie do trybunału rewolucyjnego, zastaniemy tam Maurycego na tem samem miejscu, gdzieśmy go już pierwej widzieli. Bledszy jest tylko i bardziej wzruszony.
Lud, zajmując trybuny tego dnia, w wściekłym był humorze i drażnił surowość przysięgłych, którzy zostając pod bezpośrednim nadzorem pończoszarek i przedmieszczan, jak aktorowie silili się przed źle usposobioną publicznością, jak najlepiej odgrywać swą rolę.
Od godziny dziesiątej zrana, przysięgli zamienili już pięciu obwionych w pięciu skazanych.
Dwaj ludzie, siedzący na ławce oskarżonych, oczekiwali właśnie na tak lub nie, które albo miało przywrócić ich do życia, albo rzucić na łono śmierci.
Przysięgli powrócili do sali i, jak przewidywano, prezes wyrzekł, że obaj obwinieni na śmierć zasługują.
Wyprowadzono ich. Szli nieustraszeni, bo w owej epoce każdy śmiało umierał.
Głos woźnego ozwał się ponuro, złowrogo:
— Obywatel oskarżyciel pobliczny, przeciw obywatelce Genowefie Dixmer.
Maurycy zadrżał na całem ciele i wilgotny pot zrosił mu twarz.
Drzwi się otworzyły, któremi wprowadzano oskarżonych, i ukazała się Genowefa. Ubrana w bieli, miała włosy utrefione i ułożone czarownie i zalotnie, gdyż nie obcięła ich, jak to czyniło wiele innych kobiet. Zapewne aż do ostatniej chwili pragnęła wydać się piękną w oczach tego, który ją mógł widzieć.