Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/289

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Po dniu nastąpiła noc ciemna; kilka świec, gorejących na stołach sędziów, kilka lamp, kopcących przy ścianach sali, złowrogi i czerwony rzucały odblask na szlachetną twarz kobiety, która tak pięknie wyglądała na okazałych ucztach w Wersalu.
Siedziała ona tam sama, krótko i pogardliwie odpowiadała na zapytania prezesa, tylko czasem pochylając się ku swemu obrońcy, z którym rozmawiała po cichu.
Sędziowie opuścili salę, udając się na tajemną naradę; posiedzenie się skończyło.
— Może okazywałam zanadto wiele pogardy?... spytała Chaveau-Legarda.
— Oh! pani, odpowiedział tenże, zawsze pani będzie najlepiej, kiedy sama sobą będziesz.
— Patrzcie ją... jaka dumna! zawołała jakaś kobieta z grona widzów, jakby głos ludu odpowiadał na pytanie, które nieszczęśliwa królowa zadała swemu adwokatowi.
Kawaler zwrócił się ku kobiecie, która te słowa wyrzekła i łagodnie jej odpowiedział:
— Ona była królową.
Maurycy schwytał go za rękę.
— O! rzekł mu pocichu, nabierz odwagi, abyś się me zgubił.
— O! panie Maurycy, odpowiedział kawaler, jesteś człowiekiem i wiesz, że mówisz do człowieka. Powiedz!... powiedz mi, czy sądzisz, że oni mogą ją potępić?
— Nietylko tak sądzę, rzekł Maurycy, ale jestem tego pewny.
— Co?... kobietę?... łkając zawołał Maison-Rouge.
— Nie, królowę!... podchwycił Maurycy. Wszakżeś sam to dopiero powiedział.
Teraz kawaler ujął Maurycego za rękę i z niepojętą na pozór siłą zmusił, aby się do jego ucha nachylił.
Było to wpół do trzeciej zrana. Widzowie bardzo się już przerzedzili. Kilka świateł zagasło tu i owdzie i ustąpiło jedną z najciemniejszych.
— Ale pocóż pan tu przyszedłeś, co pan tu robisz?... spytał kawaler, pan, który przecie nie masz tygrysiego serca?
— Niestety!... rzekł Maurycy, przyszedłem tu, ażeby dowiedzieć się, co się stało z tą nieszczęśliwą kobietą.
— Tak, tak... rzekł Maison-Rouge, z tą którą mąż