Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zostaną zabici... Bóg i potomność nigdy mi tego nie przebaczą... Nie, nie!... niepodobna!...
Kiedy ciemności nocy zaległy więzienie, kiedy ozwały się kroki maszerujących szyldwachów, kiedy szczęk broni i wycie psów zbudziło echa ponurych sklepień, kiedy się przedstawiła cała okropność więzienia, Marja Antonina wycieńczona wrodzoną kobiecej naturze słabością, zerwała się przerażona.
— O! ucieknę!... rzekła, tak, ucieknę. Skoro przyjdą, skoro się odezwą, przepiłuję kratę i czekać będę na rozkazy Boga i moich wybawców. Mam dzieci i zabić ich nie dam...
Tymczasem Gilbert i Dufresne spokojnie razmawiali, przyrządzając sobie wieczerzę.
A przez ten czas Dixmer i Genowefa wchodzili do Conciergérie i jak zwykle zasiadali w biurze nadzorcy. W godzinę później nadzorca, skończywszy robotę, jak zwykle zostawiał ich samych.
Skoro się drzwi za nim zamknęły, Dixmer poskoczył zabrać próżny koszyk, który postawiono na miejscu świeżo przyniesionego. Znalazł w nim kawałek chleba, przełamał go i wydobył srebrną rurkę.
Zbladł, gdy przeczytał odpowiedź królowej. Ale że Genowefa nie spuszczała go z oka, podarł kartkę na tysiączne kawałki i rzucił ją w płomienistą paszczę pieca.
— Wszystko dobrze... rzekł, królowa zgadza się.
I obróciwszy się do Genowefy, dodał:
— Chodź, pani!
— Ja?
— Nadeszła godzina stanowcza... — rzekł Dixmer, posłuchaj mnie pani.
— Dobrze.
— Przekładasz zapewne śmierć korzystną dla twej sprawy, śmierć, która ściągnie na ciebie błogosławieństwo całego stronnictwa i żal całego narodu, nad śmierć haniebną i pełną zemsty?
— Tak, panie.
— Mogłem zabić cię na miejscu, kiedym cię zastał u kochanka; ale człowiek, który życie swoje poświęcił zaszczytnemu i świętemu dziełu, powinien umieć korzystać z własnego nieszczęścia i ponieść je temu dziełu w ofierze. Ja też postanowiłem — widziałaś, żem się wyrzekł roz-