Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XXXV.
SALA SKAZAŃCÓW

Przy schyłku dnia, kiedy urzędnicy tak starannie przejrzeli więzienie królowej, jakiś człowiek w szarej opończy, z gęstym, czarnym włosem na głowie, na której wierzchu miał czapkę, podówczas odznaczającą pospólstwo zagorzałych patrjotów, przechadzał się po wielkiej sali, nazwanej salą skazanych, jakby zwracał pilną uwagę na osoby, zwykle tę salę napełniające.
Nasz spacerujący był małego wzrostu, czarną i brudną ręką wstrząsał laską, którą nazywano konstytucją; jakkolwiek ręka wywijająca tą straszną bronią, wydałaby się bardzo drobną każdemu, ktoby wobec tej dziwnej osoby zapragnął odgrywać rolę inkwizytora; nikt nie śmiał kontrolować w niczem człowieka tak strasznej postaci.
W rzeczy samej, ów człowiek z kijem, niemałym nabawiał niepokojem gromadki pokątnych pisarzy, rozprawiających o publicznych sprawach, które w owej epoce wydawały się coraz bardziej gorsze lub lepsze, w miarę, jak rozbierano kwestję z punktu widzenia konserwatywnego lub rewolucyjnego.
Ci poczciwi ludziska z pod oka przypatrywali się długiej, czarnej brodzie tego człowieka, jego zielonawemu oku, osadzonego między gęstemi brwiami, jak dwie szczotki, i drżeli, gdy przechadzający się po sali groźny patrjota ku nim się zbliżał.
Przyczyna tej trwogi pochodziła stąd, że ilekroć zanadto się do niego zbliżyli lub za bacznie nań spojrzeli, zawsze ten człowiek uderzał swą ciężką bronią o posadzkę, i z kamieni jej wydobywał dźwięk to suchy i głuchy, to głośny i dźwięczny.
Nietylko jednak pokątni pisarze, znani zwykle pod na-