Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XXXII.
ZAPRZYSIĘŻONA WIARA

Maurycy zadrżał wyciągnął rękę w stronę ulicy świętego Jakóba.
— Gore! rzekł, pali się!
— I cóż? tak, pali się, rzekł Lorin, cóż z tego?
— O mój Boże, a jeżeli ona wróciła!
— Kto taki?
— Genowefa.
Lorin zamyślił się na chwilę.
— Maurycy... rzekł, już blisko jedenasta; na ulicach pusto, a oto ławka kamienna jakby umyślnie oczekująca na przyjęcie dwóch przyjaciół. Racz zezwolić na poufną rozmowę, że się wyrażę słowy za dawnego rządu przyjętemi. Honorem ręczę, że mówić będę tylko prozą.
— Mów... rzekł Maurycy, zwieszając ociężałą głowę.
— Słuchaj, kochany przyjacielu, powiem ci bez wstępu, bez ogródek, bez komentarzy, że się gubimy, a raczej, że ty nas gubisz.
— Jakim sposobem?... spytał Maurycy.
— Mój drogi... mówił znowu Lorin: istnieje pewien dekret komitetu bezpieczeństwa publicznego, mieniący zdrajcę Francji każdego, kto pozostaje w stosunkach z jej nieprzyjaciółmi. Cóż, znasz ten dekret?...
— Lorinie!...
— Tak niezawodnie; skoro nazywasz miłośnikami Francji ludzi, którzy swe mieszkanie, stół i łoże, dzielą z panem kawalerem de Maison-Rouge, a ten przecież według mnie wcale nie jest egzaltowanym republikaninem, nikt go też nie może obwinić o udział w dniach wrześniowych.
— O! Lorinie! westchnął Maurycy.