Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nazwisko kawalera de Maison-Rouge.
— Alboż ja wymieniłam kawalera de Maison-Rouge? rzekła przerażona Genowefa.
— Nie powiadam, aby w tem było co dziwnego, — odrzekł Maurycy, — ale powtarzam, że powinienby dobrze się ukryć.
— Kto? — spytał Diximer.
— Kawaler de Maison-Rouge, przecie!... Gmina szuka go, a jej wyżły mają węch delikatny.
— Byleby go tylko ujęto, — wtrącił Morand, — zanim dokona nowego zamachu, który może lepiej mu się udać, niż ostatni.
— W każdym razie, — rzekł Maurycy. — nie będzie to już na rzecz królowej.
— A to dlaczego? — spytał Morand.
— Bo królowa wolna jest teraz od wszelkich podobnych zamachów.
— Cóż się z nią stało? — spytał Dixmer.
— Dzisiejszej nocy przewieziono ją do Conciergérie, — odpowiedział Maurycy.
Dixmer, Morand i Genowefa wydali okrzyk, który Maurycy wziął za oznakę zdziwienia.
— Widzicie więc państwo, — mówił dalej, — że kawaler królowej, musi się pożegnać ze swojemi planami. Conciergénie pewniejsze jest niż Temple.
Morand i Dixmer rzucili na siebie spojrzenie, którego Maurycy nie dostrzegł.
— A! dla Boga! — zawołał, pani Dixmer znowu blednie.
— Genowefo, — rzekł Dixmer do żony, — połóż się do łóżka, moja droga, zawiele cierpisz.
Maurycy zrozumiał, że go grzecznie żegnano, ucałował rękę Genowefy i wyszedł.
Morand wyszedł także i towarzyszył mu przez całą ulicę Ś-go Jakóba.
Tam opuścił go i przystąpił do jakiegoś służącego, który trzymał osiodłanego konia.
Maurycy tak dalece był roztargniony, że nie przemówił ani słowa do Moranda, od kiedy razem wyszli z domu; nie spytał go nawet, co to jest za człowiek z tym koniem.
Udał się ulicą Wałów, Ś-go Wiktora i przybył na wybrzeże.