Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XXVII.
ELEGANT

W dwie godziny po zajściu opowiedzianych dopiero co wypadków. Lorin przechadzał się po pokoju Maurycego, Agezilaus zaś czyścił panu buty w pierwszej stancji. Dla większej swobody w rozmowie pozostawili drzwi otwarte.
— Poczekaj, obywatelu... rzekł Agezilaus.
— Co?
— Słyszę go na schodach.
W rzeczy samej, drzwi prawie w tej chwili otworzyły się i wszedł Maurycy.
Lorin rzucił nań szybkie spojrzenie, a nie widząc na twarzy jego nic nadzwyczajnego rzekł:
— Jesteś nakoniec!... czekam cię od dwóch godzin.
— Tem lepiej... odpowiedział z uśmiechem Maurycy, miałeś czas przygotować się do nowych improwizacyj.
— Nie! mój kochany... odpowiedział improwizator, już ich zupełnie zaniechałem.
— Jakto, zaniechałeś twoich wierszy?
— Cóż chcesz! dręczą mnie wyrzuty sumienia.
— Wyrzuty?
— Chciałbym spróbować, czy nie uda mi się ocalić tej biedaczki. Gdybym dobrze dostał za nią po karku, zdaje mi się, że byłoby mi lżej na sercu.
— Szalonyś chyba, Lorinie... powiedział Maurycy wzruszając ramionami.
— No, a gdybym udał się z prośbą do trybunału rewolucyjnego.
— Za późno, już ją skazano.
— Okropna to rzecz śmierć tak młodej dziewicy.
— Tem okropniejsza, że daje głowę za moje ocalenie.