Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czyżby?... — spytał Maurycy Genowefy pocichu, — czyby Morand miał się kochać w królowej?
Genowefa zadrżała, ale rzekła śmiejąc się także:
— Na honor, to coś niby tak wygląda.
— I cóż?... czy nie powiesz Morandzie, jak ona ci się podoba?... — powtórnie spytał Maurycy.
— Wygląda bardzo Mado... — odrzekł Morand.
Maurycy wziął znowu Genowefę pod rękę i sprowadził na dziedziniec. Na ciemnych schodach zdawało mu się, że Genowefa całuje go w rękę.
— Cóż to ma znaczyć Genowefo?... — zapytał.
— To znaczy mój Maurycy, że nie zapomnę ci nigdy, iż dla kaprysu mojego narażałeś własną głowę.
— O!... — powiedział Maurycy, — przesadzasz Genowefo, wiesz, że między mną a tobą nie wdzięczność, ale inne uczucie miejsce mieć powinno.
Przybyli na dziedziniec. Lorin zbliżył się, aby zapoznać odwiedzających i wypuścił ich z Temple.