Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jak się nazywa ten urzędnik?... spytała Genowefa Maurycego.
— Obywatel Mercevault... odpowiedział młody człowiek.
— A potem jakby dla uniewinnienia jego grubjaństwa, dodał:
— Kamieniarz.
Mercevault usłyszał i z pod oka spojrzał na Maurycego.
— No! no!... rzekła stara Tison, pij i jedz prędzej, niech sprzątnę.
— Austrjaczka nie winna temu, że jem teraz i piję... mruknął urzędnik; gdyby mogła była zabić mnie 10-go sierpnia, byłaby to niezawodnie uczyniła; zato też kiedy kichnie w worek, najpierwszy i nieugięty stać będę na mojem stanowisku.
Morand zbladł jak śmierć.
— Pójdźmy! pójdźmy! obywatelu Maurycy... powiedziała Genowefa, tam, gdzieś nas obiecał zaprowadzić; tu, zdaje mi się, żem także uwięziona, tu mi duszno.
Maurycy wyprowadził Moranda i Genowefę, a placówki uprzedzone przez Lorina, bez trudności ich przepuściły.
Umieścił ich w wąskim korytarzu na wyższem piętrze, tak, że w chwili, gdy królowa z księżną Elżbietą i córką iść miały na galerję, musiały koniecznie tuż obok nich przechodzić.
Że przechadzka nastąpić miała o godzinie dziesiątej, do której brakowało już tylko kilka minut, Maurycy więc nietylko opuścił swych przyjaciół, ale nadto, aby ten krok wolny od wszelkiego pozoru nieprawości, nie ściągnął na siebie najmniejszego podejrzenia, spotkawszy Agrikolę, wziął go ze sobą.
Wybiła dziesiąta.
— Otworzyć!... krzyknął z dołu wieży głos, w którym Maurycy poznał głos generała Santerra.
Straż wystąpiła natychmiast, pozamykano bramy, posterunki broń obejrzały. W całej wieży słychać było brzęk żelaza, kamieni i odgłosy kroków, co wszystko mocne sprawiło wrażenie na Morandzie i Genowefie. Maurycy dostrzegł, że oboje pobledli.
— Ileż to ostrożności w pilnowaniu trzech kobiet!... szepnęła Genowefa.
— Prawda... rzekł Morand z wymuszonym uśmiechem.