Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XX.
KWIACIARKA

Nadszedł nakoniec ów oczekiwany czwartek, ów dzień służby Maurycego.
Maurycy przybyć miał do Tempie o godzinie dziewiątej, kolegami zaś jego mieli być Marcevault i Agrikola. O ósmej był na starej ulicy świętego Jakóba w wielkim mundurze obywatela urzędnika, to jest w trójkolorowej szarfie, krępującej giętką i silną jego postać. Jak zwykle konno przybył do Genowefy, a po drodze zbierał pochwały i oklaski dobrych patrjotów, których w przejeździe spotykał.
Genowefa była już gotowa: miała na sobie prostą suknię muślinową, lekki jedwabny płaszczyk, małą czapeczkę z kokardą trójkolorową, ale mimo całej prostoty tego ubioru, czarowała pięknością.
Morand, który, jak widzieliśmy, długo się dał prosić, zanim przyrzekł towarzyszyć Genowefie, z obawy zapewne, aby go nie wzięto za arystokratę, ubrał się w suknie codzienne, nawpół mieszczańskie, nawpół rzemieślnicze. Dopiero oo wrócił do domu i twarz jego nosiła jeszcze ślady mocnego znużenia.
Dixmer wyszedł zaraz, skoro Morand powrócił.
— Na jakże?... spytała Genowefa, — co postanowiłeś Maurycy, czy będziemy mogli widzieć krółowę?
— Posłuchajcie mego planu... rzekł Maurycy. Przybywam z wami do Temple i poruczam was Lorinowi, który ma tam dzisiaj wartę. Zajmuję moje stanowisko — i w chwili odpowiedniej przychodzę po was.
— Lecz... spytał Morand, gdzie i jakim sposobem obaczymy uwięzione?...
— Podczas śniadania lub obiadu, jeżeli zechcecie będziecie mogli widzieć je przez drzwi szklane z pokoju urzędników.