Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A ja... zawołała Genowefa do ostateczności posunięta tem podejrzeniem, niby szalona, wstrząsając ramieniem młodzieńca, czy słyszysz Maurycy?... przysięgam ci, i to raz na zawsze, abyś mi nigdy więcej tego nie wyrzucał, przysięgam, że Morand nigdy nie wyrzekł do mnie ani jednego słowa o miłości, że mnie nigdy nie kochał, ani kochać będzie, przysięgam na mój honor, na duszę matki mojej!
— Niestety!... zawołał Maurycy, o jakżebym chciał ci wierzyć.
— Wierz mi, wierz biedny szaleńcze... rzekła z uśmiechem, który dla wolnego od zazdrości zastąpiłby najczulsze wyznanie. Wierz i jeżeli więcej wiedzieć pragniesz, dowiedz się, że Morand kocha kobietę, przed którą nikną wszystkie ziemskie kobiety, jak nikną kwiaty polne przed gwiazdami na niebie...
— A więc... rzekł Maurycy, jeżeli nie kochasz mnie Genowefo...
Młoda kobieta z niespokojnością czekała końca pytania.
— Jeżeli nie kochasz mnie... dodał Maurycy, możesz-że mi przysiąc przynajmniej, że nie będziesz kochała nigdy innego?...
— O!... co nato, Maurycy przysięgam ci z całego serca... zawołała Genowefa uradowana, że Maurycy sam jej ofiarował ten układ z sumieniem.
Maurycy ujął obie ręce, które wznosiła w niebo i okrył je gorącemi pocałunkami.
Na podwórzu dały się słyszeć jakieś kroki.
— Idą zawiadomić nas, że już obiad na stole... rzekła Genowefa.
Bojaźliwie dłonie sobie ścisnęli.
Był to Morand, przybywający z oznajmieniem, że u stołu czekają na Maurycego i Genowefę.
I on także wystroił się na ten niedzielny obiad.