pod oknami, i wyszedł także. W chwilę potem w otwartych drzwiach ukazała się Helena, blada, drżąca; niepewnym głosem dziękowała porucznikowi, który skłonił się jej z uszanowaniem i wyszedł, nic nie odpowiedziawszy. Dopiero rozejrzawszy się po pokoju, Helena zobaczyła Gastona. Pozostawiono ich samych, wbrew zwyczajom praktykowanym w Bastylii. Gaston poskoczył ku Helenie, Helena ku niemu i w mgnieniu oka rzucili się sobie w objęcia, nie pomnąc na nic, oprócz minionych cierpień i ponurej przyszłości.
— Nakoniec! — zawołała Helena, zalana łzami.
— Tak... nakoniec! — powtórzył Gaston.
— Niestety! Zastaję cię w więzieniu — szepnęła Helena, oglądając się wokoło z przerażeniem — nie mogę z tobą pomówić swobodnie... może jesteśmy strzeżeni, podsłuchiwani...
— Nie uskarżajmy się Heleno, bo i tak uczyniono dla nas wyjątek. Nigdy żaden więzień nie mógł przycisnąć do serca ukochanej.
— Czemu zawdzięczamy tę łaskę?
— Zapewne Regentowi, bo gdy wczoraj poprosiłem pana d’Argenson o pozwolenie widzenia się z tobą, powiedział, że jego władza tak daleko nie sięga i że trzeba zwrócić się z tem do Regenta.
— Ale teraz Gastonie, kiedy cię odnalazłam, opowiesz mi wszystko, co zaszło przez te dni pełne łez i cierpień. Ah! więc moje
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/318
Wygląd
Ta strona została przepisana.