Strona:PL Dumas - Kalifornia.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

są tam góry i doliny w których dość się schylić ażeby zbierać i gdybym nie był słaby, nie byłbym tutaj.
W dziesięć minut potem bryg kapitana Munraz był pustym równie jak inne; majtkowie wysiadłszy na ląd puścili się niebawem do Sacramento, a biedny kapitan sam pozostawiony, zarzucał kotwicę i umocowywał swój okręt jak mógł, obok innych opróżnionych. A zatem na ten odgłos: złoto — wszyscy rzucili się do placerów, szukając jedynego środka zrobienia majątku — przez zbieranie złota.
I każdy grzebał w ziemi narzędziami jakie mógł zdobyć; jedni łopatami, drudzy motykami, inni oskardami, a nawet szutlami piekarskiemi. Byli nawet tacy którzy nie mając narzędzi, grzebali rękami. Po czem tę ziemię płukali w talerzach, w półmiskach, w rondlach, w kapeluszach słomkowych. I ze wszystkich stron przybywali ludzie na koniach, rodziny w wozach, biedacy pieszo. I każdy zobaczywszy stosy złota rodzimego już zgromadzone, dostawał zawrotu głowy, zeskakiwał z konia lub z wozu, i niezwłocznie zajął się grzebaniem w ziemi, nie chcąc tracić drogiego czasu.
A przytem przedstawiały się różne przykłady. Neilly Crowly, przy pomocy swych ludzi, zebrali 10 funtów złota w sześciu dniach, wartości 15 do 16 tysięcy franków P. Vaca z Nowego Meksyku, przy pomocy czterech ludzi, uzbierał 17 funtów złota w tygodniu. P. Norris z jednym tylko Indyaninem, z jednej żyły, z jednego miejsca zebrał proszku złotego za 16,000 franków.
Słowem, ten szał ciągle wzrastał. Ktokolwiek udawał się do San-Francisko, to jedynie w tym celu ażeby zostać