Strona:PL Dumas - Kalifornia.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Sacramento obfituje w mnóstwo łososi które przechodzą do wszystkich jej zlewów. Łososie opuszczają morze z wiosną i ciągną w górę rzeki przez mil 50, dążąc w głównym kierunku i nie natrafiając na żadne zawady. — Lecz dalej, czy to udając się w kierunku koryta Sacramento, czy też zwracając się do jej zlewów, napotykają na jazgi zastawione przez Indyan, albo na zastawy wzniesione przez rolników, lub przez poszukiwaczy złota.
Wtedy te ryby zdobywają się na niesłychane usiłowania ażeby przebyć te jazgi lub zastawy. Jeżeli napotykają jaki pień drzewa lub skalę mogącą im służyć za punkt oparcia, zalegają na nich, zwijają się w pałąk, poczem gwałtownie się podnosząc podskakują częstokroć na 15 stóp wysoko i w takiejże odległości spadają. — Skok ich jest zawsze tak obliczony, że wpadają w koryto rzeki do którego się chcą dostać.
Przybywszy do zlewu Sacramento z San-Joaquino, widać ze 12 wysp niskich i zarosłych, mieszczących bagniska nieprzebyte, pokryte talą, rośliną, natrafiającą się we wszystkich okolicach nizkich i wilgotnych tych okolic.
Lubownicy ptaków wodnych mogą tam ich nazbierać, jako to: dzikich kaczek, gęsi, kormoranów, bocianów, nurków i srok w tysiącznych gatunkach i barwach.
W cztery dni stanęliśmy w Benicyi. Zaspokoiwszy należytość za przewóz rybakom, dostaliśmy się polując na łąkach do zatoki Senony, w której oczekiwała na nas łódź nasza. Tejże nocy wróciliśmy do San-Francisco, po sześciotygodniowej nieobecności.