Strona:PL Dumas - Kalifornia.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

która się odbywała i do której, wołania jego i znaki zdawały się mnie prowadzić. Ponieważ byłem tylko o 50 kroków od miejsca widowni, szedłem dalej z nabitą bronią, przygotowany do dania ognia na wszelki wypadek. Uszedłszy ze dwadzieścia kroków dalej, zdawało mi się słyszeć jęki, poczem poruszenia towarzyszące walce, jednocześnie sępy wznosiły się, kręciły, opuszczały, wydając wrzaski rozpaczliwe.
Zdawało się że jakiś grabieżca którego się niespodziewali, odbierał im zdobycz, na którą mieli prawo liczyć i którą za swoją uważali. — Na ten hałas, na te jęki wydające mi się tak blizkiemi, podwoiłem ostrożności, ciągle się zbliżając, odgadłem że byłem tylko o kilka kroków od miejsca widowni. Usunąwszy ostatnią zawadę, czołgając się jak jaszczurka, zatrzymałem się przed stratowaną trawą. Zwierz którego z pierwszego wejrzenia nie poznałem gatunku, leżał o 10 kroków odemnie, dyszący jeszcze przed skonem, służąc zarazem za barykadę człowiekowi trzymającemu fuzyę, którego spostrzegłem tylko wierzch głowy.
Ten człowiek, mając oko zwrócone na miejsce z którego miałem wypełzać, zdawał się oczekiwać na moje zjawienie, ażeby wypalić. Broń, głowa, oko zaiskrzone, wszystko to poznałem z pierwszego wejrzenia, powstawszy więc nagle zawołałem: — Ojcze Aluna! bez żarcików, do kata, to ja przecież. — Domyślałem się tego — odpowiedział Aluna opuszczając strzelbę: a więc tem lepiej, musisz mi dopomódz. Ale przedewszystkiem wypal do tych włóczęgów, albo nie dadzą nam chwili wytchnienia. I poka-