Strona:PL Dumas - Kalifornia.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lekki powiew wiatru, który dał się uczuć nad naszemi głowami zwiastował mu obecność niebezpieczeństwa. Położyliśmy się na brzuchu w trawie. Jeleń był w znaczniejszej odległości od strzału; a przytem widzieliśmy tylko rogi jego. Niepodobieństwem było, ażeby mógł nas spostrzedz, lecz to pewna, że nas zwęszył. Wyciągnął ziejące nozdrza ku nam i pochylił uszy dla przejęcia słuchu.
W tejże chwili dał się słyszeć wystrzał podobny do pistoletowego. Zwierz podskoczył na trzy lub cztery stopy i padł w zarośla. Pobiegliśmy ku niemu. Lecz jak nadmieniłem, byliśmy na 600 lub 800 kroków od niego, a przytem zawady miejscowe nie dozwoliły nam dążyć w prostym kierunku. Stanąwszy w zaroślach, z których wyskoczył i zniknął, znaleźliśmy miejsce to zatkane ziołami aromatycznemi.
Szukaliśmy rany; kula, która zaledwie pozostawiła otwór, weszła pod lewą łopatkę i musiała przeszyć mu serce. Był to pierwszy jeleń któregośmy z blizka widzieli Tillier i ja; nie mogliśmy się mu dość napatrzyć. Był wzrostu małego konia i mógł ważyć z 400 funtów.
Co do Ałuny, rozbierał jelenia z właściwą zręcznością myśliwca. Było około piątej z wieczora; miejsce było wyborne do spędzenia nocy. Prześliczny strumyk spływał z góry o 10 kroków od miejsca, w którem jeleń ubity został. Poszedłem odwiązać konia i sprowadziłem go. Z wielką trudnością zaciągnęliśmy jelenia na brzeg strumyka, gdzie go zawiesiliśmy za jedną nogę na gałęzi dębu; to piękne drzewo tak było gęsto liściem pokryte, że w obwodzie, któren zajmowało, ziemia prawie była wilgotną.