Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/933

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Sądzisz, że grozi nam dziś nawałnica rzekł delfin.
— Jestem przekonana; patrz, książę, jak drżę cała.
W istocie biedna księżniczka drżała, jak w febrze.
Jakby na potwierdzenie jej słów, w tejże chwili straszny świst wichru napełnił cały zamek, szum liści, łomot walących się w ogrodzie drzew, spadających posągów, przejmował serca grozą i przestrachem; szyby w oknach zaczęły pękać i z brzękiem padać na marmurowe posadzki korytarzy.
Jedna z okiennic sypialni, niedość mocno zamknięta, z trzaskiem się otworzyła.
Książę podszedł do okna; chciał je otworzyć, aby zamknąć okiennicę, która biła zewnątrz o ściany.
Na Boga! nie otwieraj okna, książę! z przerażeniem zawołała księżna zarazby nam światła pogasły; jabym umarła ze strachu.
Delfin zatrzymał się. Patrzył przez okno.
Iluminacje wszędzie pogasły, z okna widać było drzewa w parku; jak olbrzymie widma chylą się do ziemi, szarpane huraganem.
Po niebie płynęły straszne chmury.
Delfin stał przy oknie, Marja-Antonina padła na krzesło.
— Pani bardzo się boi? — zapytał delfin.
— Bardzo, bardzo się boję! — rzekła trwożnie, — obecność księcia uspokaja mnie trochę. Co za straszna burzał Wszystkie iluminacje pogasły.
— Tak — rzekł Ludwik — wiatr północno--