Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/934

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.

    wschodni zwiastuje najstraszniejsze burze. Jeśli nie ustanie, to chyba nic nie będzie z fajerwerku, który miał być spalony.
    — Niktby go przecie nie widział! Wątpię, aby ktokolwiek pozostał jeszcze w ogrodzie.
    — Pani nie zna naszego ludu francuskiego; czekają z pewnością na fajerwerk, który ma być prześliczny; inżynier pokazywał mi plan. Nie omyliłem się, patrz pani, oto pierwsze race.
    W istocie rakiety, poprzedzające wielki fajerwerk, wybiegły na niebo, jak węże ogniste. Powitał je hałaśliwy okrzyk ludu.
    — Ależ to obraza boskiego Majestatu! — zawołała Marja-Antonina. — Czyż śmie człowiek walczyć z mocą Boga i natury!
    Inżynier, widząc, że grozi ulewa, przyśpieszył przygotowania i fajerwerk olbrzymi zajaśniał w ciemnościach.
    Ale deszcz, jakby tylko tej chwili oczekiwał, lunął strumieniem, gasząc ze szczętem wszystkie ognie sztuczne, a zastępując je grzmotem, błyskawicą i piorunami.
    — Jaka szkoda!... — rzekł delfin — wicher zagasił iluminacje, a deszcz zalał fajerwerki; nie udała się dzisiejsza uroczystość.
    — Od chwili mego przyjazdu do Francji, nic się nie udaje — smutno odparła Marja-Antonina.
    — Jakto, pani?
    — Widziałeś, książę, Wersal?
    — Znam go dobrze, pani. Czy ci się nie podobał?