Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/873

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak sądzę.
— A ty popychasz ich w tym kierunku?
— Ze wszystkich sił.
— Głupcze!
— Dlaczego?
— Cóż ci przyjdzie z obalenia tej monarchji?
— Mnie nic, ale to uszczęśliwi ogół.
— Bawi mnie wielce twoja mowa. Powiedz mi tedy najprzód, jaka jest droga, wiodąca do szczęścia, następnie co to jest szczęście?
— Jaką drogą dążę do szczęścia?
— Tak jest, do owego szczęścia ogólnego, które ma osiągnąć ludzkość po obaleniu monarchji.
Słucham cię, mów!
— A więc, w tej chwili Francja posiada ministerjum, złożone z ludzi czynnych i inteligentnych, oni to mogliby z łatwością utrzymać monarchję jeszcze lat dziesięć lub więcej; a ja uczynię, że Francuzi pomogą mi sami do obalenia tego rządu.
— Kto? może ci twoi filozofowie?
— Nie; filozofowie podtrzymują ministerjum.
— Jakto, filozofowie podtrzymują ministerjum, na którem opiera się monarchja, a mają być jej wrogami? O! co to za głupcy z tych filozofów.
— Ależ minister sam jest także filozofem.
— Zaczynam rozumieć! to nie są głupcy, ale egoiści; radzi są rządzić w osobie ministra.
Cierpliwość zaczynała opuszczać Balsama.
— Nie wiem jakimi są i badać tego nie chcę.