Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/865

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.

    i owinąwszy je w pakuły, wyszedł z niemi swobodnie jakby nic nie dźwigał.
    — Ależ to Herkules prawdziwy, — rzekł ździwiony kardynał.
    — W istocie, dość silny jest mój Fryc, ale też odkąd jest w mojej służbie, daję mu pić codzień po kilka kropel eliksiru, wynalazku sławnego uczonego Althotas’a — mam nadzieję, że za rok swobodnie będzie mógł trzymać w jednym ręku kilkaset funtów.
    — Cudowne, niepojęte rzeczy. O! nie wytrzymam, ażeby o tem nie opowiedzieć.
    — Dobrze, dobrze, mości książę, ale należy się równocześnie przygotować na to, aby zagasić stos na placu de Gréve, gdy na niego, za te cuda, rzucą biednego czarnoksiężnika. Racz o tem nie zapominać, książę — rzekł, śmiejąc się, Balsamo.
    Poczem wyprowadził księcia aż do bramy i złożywszy mu głęboki ukłon, pożegnał uprzejmie.
    — Ale nie widzę tu twego lokaja hrabio?
    — Bo w tej chwili układa sztabki złota w karecie księcia.
    — Alboż wie, gdzie się ona znajduje?
    — Pod czwartem drzewem, na prawo od bulwaru, to mu powiedziałem właśnie po niemiecku, gdy wszedł do pokoju.
    Książę skłonił się i zniknął w ciemności.
    Balsamo zaczekał przy bramie na powrót Fryca, poczem udał się do siebie, pozamykawszy wszystkie drzwi.