Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/771

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

miast; na wezwanie tego potężnego głosu wstałam i wyszłam z trumny.
— Czyś zadowolona, że żyjesz? — zapytał mnie.
— O! bardzo!
— No, to chodź ze mną.
Siostra infirmierka, przeznaczona do czuwania przy mnie, odprawiwszy tę ostatnią posługę poprzednio przy tylu innych nieboszczkach, spała spokojnie na krześle. Przeszłam obok, nie budząc jej i poszłam za tym, który po raz drugi wyratował mnie od śmierci.
Zeszliśmy na podwórze. Zobaczyłam znów roziskrzone gwiazdami niebo, którego nie spodziewałam się już oglądać. Poczułam świeże powietrze nocne, którego umarli nie czują, a które tak jest przyjemne dla żyjących.
— Teraz — zapytał mnie — zanim opuścisz klasztor, wybieraj: Czy chcesz być zakonnicą, czy wolisz iść za mną?
— Wolę iść za panem — odrzekłam.
— To chodźmy — powiedział po raz wtóry.
Przyszliśmy do furty; była zamknięta.
— Gdzie są klucze? — pytał mnie.
— W kieszeni habitu siostry furtjanki.
— A gdzie ten habit?
— Na krześle przy jej łóżku.
— Wejdź do niej bez szmeru, weź klucz od furty i przynieś.
Usłuchałam. Drzwi od jej celi nie były zam-