Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/713

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ależ państwo nic stąd również nie zobaczą — odpowiedział młodzieniec z uśmiechem.
— Och, my to co innego! — rzekła mieszczanka my mamy siostrzeńca, który jest sierżantem gwardji.
Córka zrobiła się fioletowa.
— Ma dziś rano stanowisko pod „Błękitnym pawiem“.
— Za pozwoleniem, a gdzie jest „Błękitny paw“? — zapytał młodzieniec.
— Naprzeciwko klasztoru karmelitanek — odpowiedziała matka — przyrzekł umieścić nas poza swym oddziałem, wejdziemy na ławkę i będziemy doskonale widzieć zajeżdżające karety.
Gilbert zarumienił się z kolei; nie chciał dzielić śniadania z tymi zacnymi ludźmi, lecz teraz gwałtownie pragnął im towarzyszyć.
Tymczasem filozofja, a raczej owa duma, przed którą tak go ostrzegał Rousseau, szeptała mu do ucha:
— Tylko kobiety potrzebują pomocy; jestem przecież mężczyzną, czyż nie mam łokci i pięści?
— Ci, którzy się tam nie dostaną — mówiła dalej matka, jakby odgadując jego myśli — zobaczą tylko puste karety, no a karety można widzieć kiedy się chce i poto tylko nie warto przyjeżdżać do Saint Denis.
— Ale proszę pani, mnie się zdaje, że więcej ludzi wpadnie na ten pomysł.